sobota, 20 lipca 2013

Nie bądź więźniem, także swojego ciała

  Pierwotny tytuł miał być " Nie bądź więźniem swojego ciała", ale skusiłam się na dodanie "także". Po pierwsze lekko wytrąca z kontekstu, a po drugie bardziej daje do myślenia.

Nie bądź także- to, że jesteśmy często więźniami swojego myślenia, co wynika z mojego osobistego doświadczenia, wiele osób wie. Ego również lubi porządzić. A zranione ego boli najbardziej...

Skoncentrujmy się jednak na ciele.

Otyłość- brak poczucia bezpieczeństwa i obudowywanie się tkanką tłuszczową, by nikt mnie nie zranił. Anoreksja- nienawiść do siebie. Kompulsywne jedzenie, głodzenie się. I wszelkie inne zaburzenia, są oznaką że to nie TY kierujesz swoim ciałem, tylko ono tobą.
Bardzo ważnym jest słuchanie go i kontakt z nim, ale nie nieświadome poddawanie się " chwilom słabości"- i tu widzę scenę z wielu amerykańskich filmów, gdy załamana kobieta w rozterce sercowej odkraja kawałek tortu, ów kawałek wstawia do lodówki, a resztę w imię rozpaczy zjada.

 TAK! TO JEST ZŁE PODEJŚCIE. Kończy się to niestety albo utożsamianiem z reklamą "Adrian kocha wszystkie kobiety" lub Dave " Kobiece kształty". Nie mam nic do kobiecych kształtów, sama nie jestem ich pozbawiona, ale faktu, że chwile słabości potrafią przychodzić często, już jestem. Bardzo często. Bardzo, bardzo często. A później zostaje tylko udział w Klubie Kwadransowych Grubasów. O czym zapominamy w "tych chwilach".
Obawiam się że doskonała większość ludzi ma słabą wolę, słaby charakter, i ciężko im "walczyć" ze sobą.
Ale poddawanie się jest najgorszą drogą z możliwych. Warto zawalczyć o siebie.

Nie wiem jak wy, ale ja zostałam wychowana gdzie wmawiane mi było, że niewiele znaczę, inni są lepsi, bardziej wartościowi. Dobro wspólne i inne banialuki. Weź numerek, stań w kolejce, o nic nie walcz, nic nie chciej. Chodzenie do szkoły podstawowej w latach `90 oznaczało brak jakichkolwiek praw jako uczeń czy człowiek. Ale czasy się zmieniły!!!

A w temacie akceptacji do nadmiaru kilogramów znam niewiele osób, zarówno kobiet jaki i mężczyzn, którzy dobrze się czują ze sobą jak przytyją, ale bywają oczywiście wyjątki akceptujące siebie zawsze i wszędzie!

Ale do brzegu, bo odbijam od pointy. Może nie asceza, może nie katowanie swego ciała, ale kontrolowanie swoich pragnień, jak najbardziej na tak!

Na mnie osobiście narzucenie sobie pewnego rygoru działa nad wyraz zbawiennie. Pewne ramy i założenia dają poczucie oparcia. Że mąka to nie koniecznie, a to, czy tamto szkodzi... Najważniejsze to poznać co jest naszym żywieniowym przyjacielem, a co wrogiem. Jakie nawyki są destrukcyjne i wyeliminować je. Zamienić na te PRO :)




Powodzenia
Mia A. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz